piątek, 27 lutego 2015

5:00 nad ranem. Karuzela.

 4:30. Dzwoni budzik. Mój samiec Alfa przeciera oczy w poszukiwaniu skarpetek. Zwykły dzień. A nawet dzień jak co dzień. Praca wzywa. Telefon zapakowany, ciche "pa kochanie" i znika na 8 godzin.
 5:00. Ja, przewracam się z boku na bok. Nasłuchuję silnika samochodu. Upewniam się, że Mój samiec Alfa opuścił domową strefę. I co teraz? Wzdychać sama do siebie, czy już czas sprawdzić?
Wstaję. Nie szukam skarpetek. Po co mi one teraz. TERAZ. Zapalam światło w łazience, otwieram szufladę i wyciągam magiczny patyczek, wyrocznię, napęd karuzeli. Szybko instrukcja. Robię, co trzeba i czekam. Czekam. I czekam. Miało być 5 minut? Gdzie ta ulotka... O kur...cze! Hehe!!! Nie...Nie? Tak? Ha..??!! Dwie kreski - tak, na teście ciążowym. Wyraźne dwie kreski. Ale jak? (Fizycznie i logicznie mam szybką odpowiedź - bocian) Ale kiedy? (Bociany nie latają w październiku. Przecież.). Karuzela ruszyła.
 Śmieję się jak szalona. Siadam na łóżko, macham nogami. Leżę na łóżku i łapię się za głowę. Głęboki wdech, wydech i...wooowww... Stało się. Coś tam się zagnieździło. Dostałam prezent. Mój samiec Alfa odwalił kawał porządnej roboty. Od razu pokochałam Go bardziej. Nad głową pojawiły się serduszka, amorki i chęć wycałowania Go. Niech już wraca z tej pracy! Nie wytrzymam!
 Właśnie! Praca! O nie. Na pewno dziś nie pójdę. Nie ma mowy. Wygadam się zbyt szybko. To jeszcze mój sekret.
 3 sekundy później dzwonię do Mojego samca Alfy i krzyczę w słuchawkę: "Kochanie, już nie śpię, bo mam nowinę (łzy napływają do oczu), będziemy mieli dziecko:D! Zrobiłam test, jest pozytywny, wyraźne dwie kreski. Wiem, lekarz musi potwierdzić. Ale ja wiem, że jestem w ciąży, ja to czuję. Aaa!! Tak się cieszę. Kiedy wracasz do domu?" Mój samiec Alfa zaczął się cieszyć jak ja. Powiedział, że ofiarował mi prezent, taki jaki chciałam. Że to dla mnie, że to dla nas. I jak to facet sprowadził mnie na ziemię - "Kochanie, jeszcze nawet nie dojechałem do pracy. Ochłoń. Umów się do lekarza. Kocham Cię."
 Na uspokojenie szklanka wody. Nie chciałam się uspokajać. Piękne uczucie, po co przerywać. Musiałam podgrzać atmosferę. Wybrałam numer do mamci. Pierwszy sygnał, odbierz, drugi sygnał, już prawie 6:00, na pewno nie śpisz, no odbierz. "Mamo! Już czas. Siedzisz? Nie śpisz? Będziesz babcią." I znowu łzy szczęścia. Zaczęłyśmy razem płakać i się cieszyć. Mama od razu dała mi znać, że teraz wszystko się zmieni. Czyli Karuzela.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz