środa, 13 stycznia 2016

Wizyta przed porodem, USG w szpitalu

Dzień dobry:)

Piękne zimowe południe i chwila dla siebie. Os sobie słodko śpi i skończył już 7 miesięcy. Ma 3 ząbki i na raz uczy się siadać, raczkować i wstawać. Determinacja jest i oto chodzi. A ja jako mama kwitnę:) Brzusio jeszcze nie zgubione, włosy jakieś nieposłuszne i apetyt dopisuje, a czekolada jak zawsze pyszna.

Grzeszków lista długa...

Postaram się przypomnieć sobie jak to było przed porodem. Miałam cesarskie cięcie, więc nie wszystkie mamy skorzystają z tego opisu niestety. Wszystko zaczyna się u lekarza ogólnego około miesiąc przed porodem. Standardowa wizyta - badamy ciśnienie, krew, mocz, lekarz pyta się o samopoczucie, słucha serduszka i maca brzuszek. Maca, maca i stwierdza, że dziecko główkę ma na dole, choć ja wyraźnie czułam i widziałam, że brzuszek jest przechylony na prawą stronę i osesek uwił tam gniazdko, i ani myślał sobie fiknąć fikołka. Na szczęście dostałam skierowanie na USG do szpitala, do ginekologa położniczego. Skierowanie najpierw trafia do szpitala, a później przychodzi pismo do domu z datą i godziną wizyty, więc człowiek czeka, chyba to był tydzień. Ale zanim dostałam list byłam jeszcze u mojej jordmor, która też macała brzuszek i powiedziała, że w 9. miesiącu ciąży, to już ciężko określić, jak faktycznie ułożone jest dzieciątko.

U jordmor musiałam też stanąć na wagę i szok. Byłam podwójna + dziecko = O.o Chyba najwięcej przytyłam w 9. miesiącu. Jeszcze pamiętam tego wyśmienitego hamburgera z Friday'sa. Z barbecue. Z fryteczkami. Z mozzarelką... A później to brownie. Z bitą śmietaną. Z sosem karmelowym... Ślinka znowu leci:)

Schodzimy na ziemię. W szpitalu trzeba odnaleźć ginekologa - można popytać w informacji lub pokierować się wg dużego planu, który znajduje się tuż przy wejściu na ścianie. Jest mała poczekalnia, jakieś gazetki, automat z kawą. Wizyty zawsze miałam punktualnie. Ginekolog lub asystentka wychodzi i zaprasza do gabinetu, podaje dłoń i się przedstawia z uśmiechem:) To jest bardzo miłe. USG trwało 30 sekund i okazało się, że jest ułożenie pośladkowe. Babeczka szybko przeszła do szczegółów dalszego postępowania. Było kilka opcji. Mogłam spróbować rodzić naturalnie lub po przez cesarskie cięcie, lub umówić się jeszcze na obrócenie ręczne dziecka polegające na około godzinnym ugniataniu brzucha i sprawieniu, aby maluch sam się odwrócił.

Ciąg dalszy nastąpi, bo czas wolny właśnie się skończył:)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz