wtorek, 3 marca 2015

U lekarza

 Na pierwszej wizycie zostałam zważona (w butach, w kurtce:P), zmierzona - wzrost i ciśnienie, zbadano urinprøve (od tej pory będę pisała pewne zwroty po norwesku, ułatwi to zapamiętywanie słowek:) oraz cukier z paluszka. Lekarz skierował mnie do JORDMOR - i tego słówka nie znałam, przetłumaczyłam sobie jako matka Ziemi, ale to nic nie dało. Lege przetłumaczył mi na angielski "midwife" - dalej byłam zielona. I wtedy mnie wkurzył, powiedział, że chyba muszę pójść na kurs, że on nie jest od uczenia mnie. Sam w żaden sposób nie umiał mi wytłumaczyć opisowo po norwesku kim ta osoba jest. Baran jeden. Serio aż się we mnie gotowało wtedy, do tego stres, myślałam, że dziada uduszę i wyślę skąd przyjechał (w ramach przypomnienia - mój lekarz nie jest Norwegiem). Była to dla mnie nowa sytuacja, więc i nowe słownictwo do opanowania. Teraz wiem, że to stres spotęgował zdenerowanie. Sprawdziłam w końcu w appce jordmor to położna.



 Po wyjściu z gabinetu należy zapłacić za wizytę, ale teraz mamy raj Mamy. Nie płacimy za nic:)

 Lekarz skierował mnie do Helsestasjon - klinika osób zdrowych, w tym miejscu miałam umówić się na spotkanie z jordmor. Po wejściu przedstawiłam się i powiedziałam, że: "Jeg vil bestille time hos jordmor" - chciałabym umówić się z położną. Babeczka sprawdziła w komputerze wolne terminy, zapytała kiedy mi pasuje, zapisała mi na karteczce, baaardzo miło się uśmiechnęła i zaprosiła na wizytę. Obiecuję Wam Mamusie, że spotkania u jordmor będą najprzyjemniejsze. Te babeczki są stworzone do opieki nad Nami Mamusiami. Takie miłe elfy:)

Po wizytach objadłam się łakociami i pojechałam do domu nadrobić seriale.

Czekam na Wasze relacje w komentarzach.

2 komentarze: